Nareszcie znalazłem chwilę aby opisać wyprawę w długi listopadowy weekend. Głównym celem całej wyprawy był oczywiście najwyższy szczyt w Karkonoszach oraz całych Sudetach – Śnieżka 1602 m.n.p.m. Tym razem na wycieczkę wybraliśmy się siedmio osobową ekipą (Ja, Paweł, Stefan, Artur, Agnieszka, Asia, Tomek). Wyjazd zaplanowaliśmy o 2 w nocy, punktem zbornym był parking przy kolegium nauczycielskim w Bytomiu. Razem ze Stefanem przyjechaliśmy samochodem punktualnie o umówionej porze. Niestety niektórzy zaspali, przez co się spóźnili, ale to już standard. Ruszyliśmy więc o godzinie 2.30. Kierując się na Gliwice a następnie autostradą A4 w stronę Wrocławia, po czasie odbijając na Nysę i Kierując w stronę Kudowy Zdrój. Oczywiście podróż upłynęła z małą przygodą, ponieważ złapałem kapcia w tylniej lewej oponie, całe szczęście zauważył to Artur i powiadomił mnie w porę przez CB – radio, szybka reakcja pozwoliła na dopompowanie opony i zachowanie jej w dobrym stanie. Całe szczęście obyło się bez wymiany, bo nie wyobrażam sobie dalszej podróży na kole dojazdowym. Naszym pierwszym celem był Szczeliniec Wielki. Na parkingu (miejscowość Karłów) obok szlaku zameldowaliśmy się o 6 rano. Byłem już trochę zmęczony bo nie spałem już 24 godzinny, ponieważ przed wyprawą byłem jeszcze na delegacji służbowej i jakoś z tego powodu zabrakło mi czasu na sen.
11.11.11 - ciekawa data i ciekawa góra Szczeliniec Wielki 919 m.n.p.m.
Szczeliniec Wielki jest najwyższym szczytem Gór Stołowych, Pomimo niedużej wysokości bezwzględnej szczyt ten jest widoczny już z daleka jako trapezoidalny blok skalny porośnięty lasem iglastym. Piaskowcowa powierzchnia szczytu jest zwietrzała i popękana, dzięki czemu tworzy różnorodne formy skalne przypominające swoim wyglądem ludzi oraz zwierzęta (
Wielbłąd,
Mamut,
Słoń,
Kwoka,
Małpa,
Pies,
Żółw,
Sowa,
Fotel Pradziada) oraz głębokie wąwozy i korytarze (
Piekiełko,
Diabelska Kuchnia) tworzące labirynt skał. Ciekawostką są dwie skały, tzw. chybotki:
Kołyska Księżniczki Emilki oraz
Serce Ducha Gór, które, pomimo znacznej masy, można niewielkim wysiłkiem poruszyć. Wewnątrz licznych korytarzy panuje swoisty mikroklimat, a w niektórych miejscach śnieg utrzymuje się do lipca.
Na szczyt prowadzi kręty szlak składający się z 665 schodów
ułożonych w 1814 przez
Franza Pabla, sołtysa pobliskiego
Karłowa. Od strony północnej wiedzie szlak z
Pasterki na przełęcz między Szczelińcami. Na okrężnej, jednokierunkowej trasie o długości około 5 km, biegnącej wierzchowiną Szczelińca, znajduje się również
schronisko turystyczne Szwajcarka wybudowane w
1846 roku w stylu tyrolskim (wówczas jako Schweizerei). Wstęp na teren rezerwatu obejmującego szczytowe partie góry jest płatny w okresie turystycznym. Droga przez Szczeliniec według informacji zajmuje około 40 minut. Nam zajęło to ponad 5 godzin, z tego względu że musieliśmy wdrapać się na wystające skałki, robiąc zdjęcia. Na samym szczycie zatrzymując się w schronisku i czekając na lepsze warunki pogodowe. Mimo bardzo słabej widoczności zabawa była przednia. Polecam ten szczyt wszystkim lubiącym ciekawe formacje skalne, muszę stwierdzić że miło mało imponującej wysokości wyprawa na górę była bardzo ciekawa. Po zejściu i paru wygłupach na parkingu pojechaliśmy przez Republikę Czeską w stronę Karpacza. W Czechach troszkę pobłądziliśmy ale i tak udało nam się wrócić do Polski, oczywiście pod drodze wyposażając się w różne truneczki w przygranicznym sklepie. W Karpaczu postanowiliśmy coś zjeść, i właśnie w tym punkcie wycieczki najbardziej się rozczarowałem. W mieście było bardzo dużo turystów, niekoniecznie miłośników gór. Muszę stwierdzić że zagęszczenie było podobne do Krupówek w Zakopanem. Udało nam się wywalczyć miejsca w Karczmie góralskie u Zbója, niestety wrażenie z tego miejsca nie pozostały najlepsze, za jedzenie zapłaciliśmy majątek, które było naprawdę kiepsko przygotowane, ale cóż jakby człowiek wiedział że się przewróci to by sobie usiadł. Także nie polecam tej restauracji nikomu
nie zasłużyła ona nawet na miano baru mlecznego, po prostu żenada. Następnie udaliśmy się na pokoje w Jarkowicach. Po rozpakowaniu się zaczęliśmy konsumpcję napoi zakupionych u naszych południowych sąsiadów. Było śmiesznie i fajnie, po opróżnieniu flaszeczki, oczywiście mleka :P poszedłem w końcu spać, zasnąłem jak niemowlę, miałem za sobą 40 – sto godzinny maraton bez snu.
12.11.11 – Śnieżka 1602 m.n.p.m.
Mieliśmy wstać wcześnie rano, niestety nic z tego nie wyszło, jedynie sztuka ta udała się Tomkowi który poszedł dla wszystkich po bułki do sklepu. Po zjedzeniu śniadania ruszyliśmy do Karpacza gdzie zostawiliśmy samochody i ruszyliśmy na szlak. Droga do celu prowadziła przez trzy schroniska, szliśmy wolno i bez pośpiechu, zatrzymując się w schronisku na małe co nieco. Jedyne podejście które może sprawić komuś trudność to sama droga na Śnieżkę, jednak jest też łatwiejsza kręta droga do obserwatorium zboczem.
Udało nam się dotrzeć przed zachodem słońca, schowaliśmy się na chwilę do restauracji w obserwatorium na szczycie, i tu spotkało mnie kolejne rozczarowanie, gdyż nie można tam spożywać swoich posiłków, co dla mnie jest całkowitą bzdurą, ale co zrobić. Ze szczytu schodziliśmy już po zachodzie słońca, ostatnim naszym przystankiem był Śląski Dom pod szczytem Śnieżki. Po uzupełnieniu kalorii, do Karpacza wracaliśmy już przy świetle czołówek. Wyprawa była fajna, polecam każdemu zdobycie Śnieżki – trzeciego wierzchołka w koronie Polski, oraz najwyższego szczytu Republiki Czeskiej.
13.11.11 – Błędne Skały
Niedziela, jak zwykle upłynęła błogo wyjechaliśmy już do domu, po drodze postanawiając zwiedzić Błędne Skały w Górach Stołowych. Które zwiedziliśmy idąc pod prąd :P Było super. Oczywiście oprócz fajnych skałek, czyli tego co tygrysy lubią najbardziej, można zwiedzić labirynt ułożony właśnie wśród nich. Nie polecam tego szlaku osobą posiadającym bardzo dużą otyłość, ponieważ można się łatwo zaklinować, podejrzewam że przeciętny Amerykanin nie miałby tu czego szukać
J Dla ułatwienia mogę poradzić pozostawienie plecaka w samochodzie.
Ogólnie cała wyprawa była bardzo fajna, oprócz ciekawych, nowych dla nas gór, zintegrowaliśmy się bardzo fajnie, w końcu klimat tworzą ludzie a nie miejsca
J
Kto nie chciał jechać, albo nie mógł niech żałuje
J Pozdrawiam całą ekipę i wszystkich fanów gór.