poniedziałek, 29 sierpnia 2011

Góralskie Wesele Hej...

Dzień: 12 i 13 (27-28.08.11)
Nadszedł czas świętowania i zabawy w Białce Tatrzańskiej, córka Pani Katarzyny - Basia wychodziła za mąż za Marcina, również z Białki Tatrzańskiej. Oczywiście jak to przed weselem krzątanina i wielkie oczekiwania. Byłem przygotowany, rodzice wysłali mi garnitur do Białki w środę, a przyszedł w czwartek, zdziwił mnie ten fakt bo tym razem nasza poczta sprawdziła się na szóstkę. Czyżby jakość świadczonych usług poszła ku lepszemu?:). Prezent kupiłem dzień wcześniej, wino i kartkę do której włożyłem parę groszy. Ślub w kościele rozpoczynał się o godzinie 14.00. Nie będę tu opisywać całego przebiegu uroczystości ślubnej ani samego wesela. Postaram się natomiast wyłonić i opisać różnice jakie są między weselem góralskim, a tym naszym zwyczajnym, z ewentualnymi wstawkami kultury śląskiej. Pierwszą istotną różnicą są oczywiście stroje, drużby i drużbowie, rodzice, oraz mieszkańcy Białki i okolic są ubrani w regionalne stroje i wygląda to bardzo ciekawie i kolorowo. Zupełnie inaczej niż u nas. Sama msza nie odbiega niczym od zwyczajnej ceremonii ślubnej z wyjątkiem pieśni religijnych po góralsku. Po ceremonii ślubnej wszyscy goście wyszli za parą młodych. Przygotowałem swój podarunek aby im wręczyć jak to jest u nas w zwyczaju pod kościołem lub zaraz po przyjściu na salę weselną. Okazało się jednak że prezenty daję się parze młodej dopiero po oczepinach i tu następna różnica nie o północy lecz o 22.00. Po dotarciu na salę weselną wszyscy goście zostali poczęstowani szampanem i odśpiewali sto lat młodej parze. Miałem okazje usiąść przy stole z „młodymi” czyli drużbami, na początku czułem się troszkę wyobcowany ze względu że 90% osób przy tym stole było ubrane w stroje regionalne, na szczęście był jeszcze Rafał i Kacper z Krakowa którzy też mieli na sobie garnitury. Kelnerki rozniosły gościom rosół oraz drugie danie, składające się z talerza mięsa do wyboru (rolada, filet, kotlet), kartofli i zestawu surówek. Po obiedzie para młoda pokroiła tort który został rozdany pomiędzy ucztujących. Oczywiście zapomniałem, że po obiadku starości zaczęli roznosić wódkę w postaci czystej lub cytrynówki. Można było też sobie wziąć piwko lub winko. Od wyboru do koloru. Największą furorę zrobiła jednak „cytrynóweczka”. Która była bardzo lekka w smaku i co najważniejsze można ją było pić bez „zapitki”, jednak była mocna o czym przekonało się wielu gości weselnych. W zasadzie miała aż 45%. Do samej konsumpcji wódeczki można było przystąpić na dwa sposoby: tradycyjne czyli jedna osoba na kieliszek, lub po góralsku – jeden kieliszek na zgromadzonych pijących z niego, po przez podawanie między sobą. Może to się wydać niektórym za niehigieniczne, ale jest przy tym fajna zabawa i ja na pewno w tym złego nic nie widziałem, zresztą jak wiadomo alkohol odkaża. Samo picie polega na tym że osoba rozpoczynająca dostaje pełny kieliszek, mówi do osoby do której chce pić „na zdrowie”, druga osoba odpowiada „najlepszego”, osoba mająca kieliszek wypija zawartość, strzepuję kieliszek i nalewa go drugiej osobie do której piła, podając pełny kieliszek i butelkę. Ta osoba może pić do następnej lub odpowiedzieć do tej samej, opcji jest wiele, jednak przy naszym stoliku szło to względem ruchu wskazówek zegara, od czas do czasu niektóre osoby odpowiadały do siebie na żarty wypijając np. dwa kieliszki pod rząd, lub więcej, wszystko zależało czy ktoś komuś podpadł, czy porostu chciał zażartować. Po wypiciu paru głębszy i zjedzeniu tortu, zastałem zaproszony na sesję zdjęciową którą robił fotograf parze młodej, więc wsiadłem do mini busa z drużbami. Okazało się że wszyscy byli przygotowani i w busie poszły trzy z pięciu flaszek cytrynówki. Oczywiście piliśmy po góralsku co było trudne w trzęsącym się busie. Sama sesja odbyła się na Czarnej Górze, z której można podziwiać piękne widoki na Tatry. Oczywiście cały czas podczas sesja towarzyszyła wszystkim nieśmiertelna cytrynóweczka :). O sesji nie będę pisał po prostu zamieszczę zdjęcia. Po półtorej godziny wróciliśmy do restauracji, gdzie impreza rozkręciła się na całego. Kolejną rzeczą która mi się rzuciła w oczy to fakt, że górali nie trzeba zapędzać do zabawy, niektórzy zdzierali kierpce przy tańcu. Było naprawdę fajnie, nawet ja z moją kiepską koordynacją do tańca, zatańczyłem parę kawałków. Udało mi się nawet zatańczyć z Panną Młodą. Wesele było naprawdę fajne, mogę ze śmiałością powiedzieć że najlepsze na jakim byłem. Po oczepinach wszyscy przekazali swoje upominki parze młodej i impreza trwała całą parą. Z rzeczy które jeszcze zauważyłem to to, że nie było żadnych zabaw rozkręcających gości, po prostu nie było takiej potrzeby. Jedzenie było wyśmienite, oczywiści na stole znalazły się oscypki którymi wszyscy się zajadali, były doskonałe jako zagryzka do cytrynóweczki. Dla mnie impreza skończyła się dosyć wcześnie, po tym jak rzuciłem wyzwanie jednemu góralowi ;). Stoczyliśmy batalię śląsko – góralską. Niestety, z przykrością muszę stwierdzić że słabo zaprezentowałem barwy górnego śląska :D. Wszystko było w zasadzie w porządku tylko, żółty napój który spożywaliśmy ma troszkę późniejsze działanie, i po pół godzinnej kumulacji po konsumpcji, musiałem udać się na kwatery. Uznałem też że nie ma co przesadzać bo przede mną jeszcze poprawiny. Doczołgałem się na kwatery około godziny 1.30. Gdzie po zrzuceniu z siebie rzeczy padłem do łóżka. Wstałem następnego dnia o dziwo bez „ciężkiej głowy” ok. godziny 11.00. Zszedłem na śniadanie gdzie już byli inni goście. Przeżyłem szok, kiedy do posiłku w samo południe pani Katarzyna poczęstowała nas oczywiście cytrynóweczką. Po śniadaniu każdy rozszedł się w swoją stronę, żeby jeszcze odsapnąć. Niektórzy się położyli ja natomiast pościągałem zdjęcia na swojego laptopa. Rozpoczęcie poprawin zapowiedziane było na godzinę 17.00. Dotarłem tam samochodem za uprzejmością Kacpra, Agi i Rafała. Którzy zaproponowali mi że mnie wezmą. Dziwił mnie fakt, że poprawiny na których było troszkę mniej gości okazały się tak samo fajną imprezą ja wesele. Naprawdę było super. Dlatego muszę serdeczni podziękować Basi i Marcinowi oraz pani Katarzynie za zaproszenie. Pozdrawiam wszystkich miłośników górskich oraz górali z pod samiuśkich Tater :D Hej…






3 komentarze:

  1. zajebiste weselicho :) w tych strojach itd., musiala byc przednia zabawa :)/loretek

    OdpowiedzUsuń
  2. Łał... teraz już wiem, że ewentualnego męża szukam wśród górali, dla samego wesela ;P

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń