poniedziałek, 29 sierpnia 2011

Góralskie Wesele Hej...

Dzień: 12 i 13 (27-28.08.11)
Nadszedł czas świętowania i zabawy w Białce Tatrzańskiej, córka Pani Katarzyny - Basia wychodziła za mąż za Marcina, również z Białki Tatrzańskiej. Oczywiście jak to przed weselem krzątanina i wielkie oczekiwania. Byłem przygotowany, rodzice wysłali mi garnitur do Białki w środę, a przyszedł w czwartek, zdziwił mnie ten fakt bo tym razem nasza poczta sprawdziła się na szóstkę. Czyżby jakość świadczonych usług poszła ku lepszemu?:). Prezent kupiłem dzień wcześniej, wino i kartkę do której włożyłem parę groszy. Ślub w kościele rozpoczynał się o godzinie 14.00. Nie będę tu opisywać całego przebiegu uroczystości ślubnej ani samego wesela. Postaram się natomiast wyłonić i opisać różnice jakie są między weselem góralskim, a tym naszym zwyczajnym, z ewentualnymi wstawkami kultury śląskiej. Pierwszą istotną różnicą są oczywiście stroje, drużby i drużbowie, rodzice, oraz mieszkańcy Białki i okolic są ubrani w regionalne stroje i wygląda to bardzo ciekawie i kolorowo. Zupełnie inaczej niż u nas. Sama msza nie odbiega niczym od zwyczajnej ceremonii ślubnej z wyjątkiem pieśni religijnych po góralsku. Po ceremonii ślubnej wszyscy goście wyszli za parą młodych. Przygotowałem swój podarunek aby im wręczyć jak to jest u nas w zwyczaju pod kościołem lub zaraz po przyjściu na salę weselną. Okazało się jednak że prezenty daję się parze młodej dopiero po oczepinach i tu następna różnica nie o północy lecz o 22.00. Po dotarciu na salę weselną wszyscy goście zostali poczęstowani szampanem i odśpiewali sto lat młodej parze. Miałem okazje usiąść przy stole z „młodymi” czyli drużbami, na początku czułem się troszkę wyobcowany ze względu że 90% osób przy tym stole było ubrane w stroje regionalne, na szczęście był jeszcze Rafał i Kacper z Krakowa którzy też mieli na sobie garnitury. Kelnerki rozniosły gościom rosół oraz drugie danie, składające się z talerza mięsa do wyboru (rolada, filet, kotlet), kartofli i zestawu surówek. Po obiedzie para młoda pokroiła tort który został rozdany pomiędzy ucztujących. Oczywiście zapomniałem, że po obiadku starości zaczęli roznosić wódkę w postaci czystej lub cytrynówki. Można było też sobie wziąć piwko lub winko. Od wyboru do koloru. Największą furorę zrobiła jednak „cytrynóweczka”. Która była bardzo lekka w smaku i co najważniejsze można ją było pić bez „zapitki”, jednak była mocna o czym przekonało się wielu gości weselnych. W zasadzie miała aż 45%. Do samej konsumpcji wódeczki można było przystąpić na dwa sposoby: tradycyjne czyli jedna osoba na kieliszek, lub po góralsku – jeden kieliszek na zgromadzonych pijących z niego, po przez podawanie między sobą. Może to się wydać niektórym za niehigieniczne, ale jest przy tym fajna zabawa i ja na pewno w tym złego nic nie widziałem, zresztą jak wiadomo alkohol odkaża. Samo picie polega na tym że osoba rozpoczynająca dostaje pełny kieliszek, mówi do osoby do której chce pić „na zdrowie”, druga osoba odpowiada „najlepszego”, osoba mająca kieliszek wypija zawartość, strzepuję kieliszek i nalewa go drugiej osobie do której piła, podając pełny kieliszek i butelkę. Ta osoba może pić do następnej lub odpowiedzieć do tej samej, opcji jest wiele, jednak przy naszym stoliku szło to względem ruchu wskazówek zegara, od czas do czasu niektóre osoby odpowiadały do siebie na żarty wypijając np. dwa kieliszki pod rząd, lub więcej, wszystko zależało czy ktoś komuś podpadł, czy porostu chciał zażartować. Po wypiciu paru głębszy i zjedzeniu tortu, zastałem zaproszony na sesję zdjęciową którą robił fotograf parze młodej, więc wsiadłem do mini busa z drużbami. Okazało się że wszyscy byli przygotowani i w busie poszły trzy z pięciu flaszek cytrynówki. Oczywiście piliśmy po góralsku co było trudne w trzęsącym się busie. Sama sesja odbyła się na Czarnej Górze, z której można podziwiać piękne widoki na Tatry. Oczywiście cały czas podczas sesja towarzyszyła wszystkim nieśmiertelna cytrynóweczka :). O sesji nie będę pisał po prostu zamieszczę zdjęcia. Po półtorej godziny wróciliśmy do restauracji, gdzie impreza rozkręciła się na całego. Kolejną rzeczą która mi się rzuciła w oczy to fakt, że górali nie trzeba zapędzać do zabawy, niektórzy zdzierali kierpce przy tańcu. Było naprawdę fajnie, nawet ja z moją kiepską koordynacją do tańca, zatańczyłem parę kawałków. Udało mi się nawet zatańczyć z Panną Młodą. Wesele było naprawdę fajne, mogę ze śmiałością powiedzieć że najlepsze na jakim byłem. Po oczepinach wszyscy przekazali swoje upominki parze młodej i impreza trwała całą parą. Z rzeczy które jeszcze zauważyłem to to, że nie było żadnych zabaw rozkręcających gości, po prostu nie było takiej potrzeby. Jedzenie było wyśmienite, oczywiści na stole znalazły się oscypki którymi wszyscy się zajadali, były doskonałe jako zagryzka do cytrynóweczki. Dla mnie impreza skończyła się dosyć wcześnie, po tym jak rzuciłem wyzwanie jednemu góralowi ;). Stoczyliśmy batalię śląsko – góralską. Niestety, z przykrością muszę stwierdzić że słabo zaprezentowałem barwy górnego śląska :D. Wszystko było w zasadzie w porządku tylko, żółty napój który spożywaliśmy ma troszkę późniejsze działanie, i po pół godzinnej kumulacji po konsumpcji, musiałem udać się na kwatery. Uznałem też że nie ma co przesadzać bo przede mną jeszcze poprawiny. Doczołgałem się na kwatery około godziny 1.30. Gdzie po zrzuceniu z siebie rzeczy padłem do łóżka. Wstałem następnego dnia o dziwo bez „ciężkiej głowy” ok. godziny 11.00. Zszedłem na śniadanie gdzie już byli inni goście. Przeżyłem szok, kiedy do posiłku w samo południe pani Katarzyna poczęstowała nas oczywiście cytrynóweczką. Po śniadaniu każdy rozszedł się w swoją stronę, żeby jeszcze odsapnąć. Niektórzy się położyli ja natomiast pościągałem zdjęcia na swojego laptopa. Rozpoczęcie poprawin zapowiedziane było na godzinę 17.00. Dotarłem tam samochodem za uprzejmością Kacpra, Agi i Rafała. Którzy zaproponowali mi że mnie wezmą. Dziwił mnie fakt, że poprawiny na których było troszkę mniej gości okazały się tak samo fajną imprezą ja wesele. Naprawdę było super. Dlatego muszę serdeczni podziękować Basi i Marcinowi oraz pani Katarzynie za zaproszenie. Pozdrawiam wszystkich miłośników górskich oraz górali z pod samiuśkich Tater :D Hej…






Wierch Poroniec - Rusinowa Polana - Gęsia Szyja (1490 m.n.p.m.) - Czerwony Staw

Dzień 11 (26.08.11)
Ambitny plan pobudki o czwartej nad ranem, oczywiście nie wypalił, wypiłem chyba za dużo Złotego Bażanta (naprawdę dobre piwko). Moje plany uległy więc weryfikacji, postanowiłem wybrać się na Rusinową Polane, a z niej iść na Gęsią Szyję i później dotrzeć na Krzyżne. Na parking na Wierchu Poroniec przyjechałem około godziny 11.00, znowu musiałem uiścić opłatę za parking (15 zł) i za wejście do Tatrzańskiego Parku Narodowego (4zł). Na Rusinowej Polanie byłem około godziny 11.30. Z racji tego że zajęło mi to bardzo mało czasu postanowiłem urządzić sobie małe śniadanko, składające się z jogurtu i bułeczki. Następnie ruszyłem zielonym szlakiem na Wakasmudzką Rówień przez Gęsią Szyje (1490 m.n.p.m.). Z małym odpoczynkiem i przerwie na smarowanie się kremem z filtrem, droga zajęła mi niecałą godzinkę. Gęsia Szyja jest bardzo ciekawym szczytem, niewysokim jak na tatrzańskie warunki, ale za to z ciekawymi skałkami. Mogę więc taką trasę polecić każdemu turyście. Idzie się łatwo, szybko i przyjemnie, no i oczywiście z pięknymi widokami na najwyższe szczyty Tatr Wysokich (m.in. Gerlach 2655 m.n.p.m.). Po dotarciu na Wakasmudzką Rówień, skierowałem się dalej zielonym szlakiem Doliną Pańszczycy, odcinek ten nie był zbytnio przyjemny i ciekawy, z tego względu, że było dość mokro (w nocy przeszła nawałnica przez Tatry), drzewa zasłaniały widoki. Po 50 minutach dotarłem do skrzyżowania z czarnym szlakiem, który był skrótem do szlaku żółtego na Przełęcz Krzyżne (2112 m.n.p.m.). Szlak ten odsłonił widoki, jednak trzeba było się przedzierać przez wysoką kosodrzewinę, co sprawiało trochę kłopotu. Po dotarciu do żółtego szlaku, pokierowałem się w stronę Przełęczy. Postanowiłem dojść do Czerwonego Stawu i zdecydować co dalej. Była już godzina 15.00, więc postanowiłem zmienić trasę i iść przez Krzyżne do Doliny Pięciu Stawów, a stamtąd do Palenicy Białczańskiej przez Dolinę Roztoki. Jednak zrezygnowałem po skrupulatnej kalkulacji wyliczyłem że dotrę na miejsce o godzinie 21.00. Plan był całkowicie do zrealizowania, jednak na następny dzień czekało mnie góralskie wesele, więc nie chciałem się zbytnio forsować . Dlatego posiedziałem niecałą godzinkę nad Czerwonym Stawem podziwiając widoki na Orlą Perć którą widać z tego miejsca doskonale. Wróciłem na parking tą samą drogą. W Białce Tatrzańskiej byłem około godziny 18.00. Wycieczkę i tak zaliczam do udanych ze względu na ciekawe widoki, i odwiedzenie nowego miejsca w Tatrach jakim był Czerwony Staw zawdzięczający tą nazwę kolorom kamieni które są na brzegu. Pozdrawiam wszystkich miłośników górskich.
Trudność trasy: 1/6

 Wypas owiec na Rusinowej Polania
 Widok z Rusinowej Polany
 Czerwony Staw
 Widok na Orlą Perć znad Czerwonego Stawu
 Gęsia Szyja
Wakasmundzka Rówień

niedziela, 28 sierpnia 2011

W poszukiwaniu prezentu na wesele

Dzień 10 (25.08.11)
Z racje tego, że zostałem zaproszony na wesele, postanowiłem odpuścić sobie wędrówkę po górskich szlakach i poszukać prezentu dla Pary Młodej, w postaci jakiegoś winka półsłodkiego i fajnej kartki. Sztuka ta udała mi się w zakopiańskim sklepie alkoholowym pod nazwą „Alkohole i wina świata”, gorzej niestety było ze znalezieniem kartki z życzeniami. Po obejściu połowy zakopanego już prawie straciłem nadzieję, zresztą absurdem jest że w mieście gdzie straganiarze oferują różne pamiątki, oscypki itp. nie można znaleźć ani jednej kartki z życzeniami ślubnymi. Po godzinnym poszukiwaniu odnalazłem upragniony sklep, zresztą spędziłem w nim chyba ponad pół godziny bo nie mogłem się zdecydować na formę kartki. Później pojechałem z Panią Katarzyną do Poronina odebrać rzeczy od krawca. Zresztą nie byle jakiego bo specjalizującego się w strojach góralskich. Wracając odebraliśmy jeszcze w Bukowinie Tatrzańskiej kierpce, miałem okazje poznać jak wygląda ich produkcja. Jest to naprawdę żmudna i ciężka praca wykonywana ręcznie, która wymaga dużej cierpliwości i koncentracji. Wieczorkiem wpadłem na małe co nieco do mojej ulubionej restauracji gdzie zamówiłem mix grillowy, po prostu rewelacja polecam. Po przyjeździe wypiłem jeszcze Złotego Bażanta i poszedłem spać z ambitnym zamiarem obudzenia się o godzinie 4.00. Pozdrowienia z Białki Tatrzańskiej.

czwartek, 25 sierpnia 2011

Palenica Białczańska - Mięguszowicka Przełęcz pod Chłopkiem (2307 m.n.p.m.)

Dzień 9 (24.08.11)
Trzydniowy odpoczynek pokazał mi co to znaczy „górski głód”. Byłem „spragniony” następnej wyprawy. Tym razem moim celem była Mięguszowicka przełęcz pod Chłopkiem (2307 m.n.p.m.). Z parkingu w Palenicy Białczańskiej ruszyłem w drogę o godzinie 8.00. Oczywiście jak zwykle musiałem uiścić opłatę za parking 20 zł i 4 zł za wstęp na teren TPN. Schronisko nad Morskim Okiem ukazało mi się po godzinie czasu, postanowiłem nie przerywać wędrówki i odpocząć dopiero nad Czarnym Stawem pod Rysami. Na bezpośrednim podejściu pod Czarny Staw zrobiłem chwilową przerwę ponieważ na mojej drodze ukazał się rudawy jelonek. Oczywiście po ciuchu wyciągnąłem aparat z plecaka i zaczęła się sesja. „Mój” model zachowywał się bardzo spokojnie, nie płosząc się przed nadciągającymi tłumami. Po cyknięciu paru fotek schowałem aparat do plecaka i poszedłem dalej. Nad Czarnym Stawem zrobiłem sobie krótką 15 – minutową przerwę na drożdżówkę i buteleczkę napoju izotonicznego. Po konsumpcji ruszyłem dalej w trasę. Pierwszą godzinkę idzie się bardzo spokojnie podziwiając widok Czarnego Stawu, Morskiego Oka, oraz bardzo ładną panoramę Rysów i okolicznych szczytów. Później szlak przechodzi przez bardzo fajny strumyczek gdzie można się orzeźwić i dobija do zbocza Kazalnicy (2159 m.n.p.m.), gdzie zaczynają się schodki, czyli wspinaczka ku górze przy użyciu wszystkich czterech kończyn jakie posiada ludzkie ciało (chyba że ktoś jest pająkiem albo stonogą). Otóż należy pamiętać o zasadzie „trójnoga”, czyli podpierać się pewnie na trzech kończynach, a pozostałą przemieścić w odpowiednie pewne miejsce. Tak można spokojnie przejść najgorsze odcinki trasy, naprawdę nie są one tak trudne jak piszą w przewodnikach, chyba że ktoś ma lęki przed dużą ekspozycją, wysokością, czy też boi się wspinać. Dla tych osób polecam niższe i mniej eksponowane szlaki, ale pisząc to myślę że większość z was nie ma takich problemów, dlatego mogę dodać że najtrudniejsze części szlaki naprawdę nie czynią dużych problemów i są do pokonania dla każdego „przeciętnego” turysty górskiego (nie piszę oczywiście tu o klapkowiczach i innych lakierkach). Po pokonaniu odcinków wspinaczkowych, na których zapomniałem dodać nie ma łańcuchów, jest chyba „całe” pięć klamer, już fajnie idzie się wzdłuż ściany dość fajnym podejściem z widokami na Mięguszowiecki Szczyt, Chłopka, Morskie Oko, widać nawet Szpiglasową Przełęcz. Po ok. 30 minutach dochodzi się do celu. Widok z przełęczy jest naprawdę niesamowity, na północ widać oczywiście bardzo fajną perspektywę Morskiego Oka, na południe znowu widać Velke Hincove pleso, a za nim niesamowity szczyt Stana (pol. Sztan 2422 m.n.p.m). Widać także Koporovskiy Stit (2303 m.n.p.m.) na który prowadzi czerwony szlak od strony słowackiej. Najbardziej jednak na przełęczy urzekła mnie cisza i spokój panujący wokoło, mogę powiedzieć że większość tłumów idąca z Morskiego Oka zostaje nad Czarnym Stawem pod Rysami jest to jakieś 55% turystów, następne 40% z Czarnego Stawu rusza w stronę Rysów, większości z nich widząc np. po obuwiu nie jest nawet przygotowana do tej drogi, ale to już zostawię sobie ten temat na osobnego posta. Wreszcie zostaje te 5% które dociera do Mięguszowickiej Przełęczy pod Chłopkiem, naprawdę na szlaku jest spory luz, a na przełęczy wszechogarniający spokój. Dlatego polecam wszystkim ten szlak, naprawdę warto. Jest to jedno z niewielu miejsc, gdzie nie ma tłumów i można się wyciszyć. Droga powrotna jest niestety taka sama, gdyż na przełęcz prowadzi tylko jeden szlak (zielony) i tam też się kończy. Ewentualnie przy bardzo złej pogodzie można zejść nieformalnymi ale dużo łagodniejszymi ścieżkami na stronę słowacką. Zejście w drodze powrotnej jest trochę dokuczliwe, ale naprawdę do przejścia. Drogo powrotna idzie sprawnie i szybko znajduję się przy Czarnym Stawie, gdzie odpoczywam i robię fotki kaczką pływającym blisko mnie. Następnie idę w stronę schroniska gdzie wypijam zimny złoty napój, i jem batonika, a następnie spokojne i mozolne schodzenie dokuczliwym asfaltem w stronę Palenicy Białczańskiej, gdzie po drodze łapie mnie deszcz. Wyprawę na Mięguszowicką Przełęcz pod Chłopkiem polecam z całego serca, naprawdę warto.

Pozdrawiam wszystkich miłośników gór.


Trudność trasy: 5/6
 Łania przy podejściu na Czarny Staw pod Rysami
 Widok na słowacką stronę Tatr z Mięguszowieckiej Przełęczy pod Chłopkiem
 Widok na Morskie Oko i Czarny Staw z Mięguszowieckiej przełęczy pod Chłopkiem
 Ja na Mięguszowieckiej Przełęczy pod Chłopkiem
 Widok na Rysy z podejścia na Mięguszowiecką Przełęcz pod Chłopkiem
Kaczki na Czarnym Stawie pod Rysami

Mała przerwa

Dzień 6-8 (21 - 23.08.11)

Zrobiłem sobie małą przerwę, z racji spalonych łydek. Nie przypuszczałem, że słońce aż tak „zjara” mi nogi. Niech to będzie przestrogą dla innych, pamiętajcie wychodząc wysoko w góry, nie zapomnijcie o kremie z dobrym filtrem, najlepiej 30J. Szkoda czasu na cierpienie. W między czasie, przeczytałem książkę „Wojna Światów kolejne tysiąc lecie”. Polecam ją miłośnikom gatunku sc-fi. Jest to powieść o inwazji kosmitów, w tym przypadku Marsjan, odwzorowana na arcydziele H.G. Wellsa „Wojna Światów” i posługuje się nowoczesną techniką pisania technotrillerów. Ukazującą inwazję obcych przybyszy we współczesnych czasach. Ponieważ lubię trochę pofantazjować zobaczyłem film pt „Obcy kontra Predator”, niestety uważam go za stratę czasu, fajne były tylko efekty specjalne oraz samo starcie tytułowych przedstawicieli kosmicznych gatunków. Najważniejszy jest jednak fakt, że podczas tych trzech dni odpoczynku zapisałem się w biurze podróży na wycieczkę wspinaczkową na Gerlach (2655 m.n.p.m.). W biurze przyjęła mnie bardzo sympatyczna Pani, która niestety oświadczyła że chętnych o podobnych zainteresowaniach jak ja jest bardzo mało i ciężko będzie uzbierać ekipę składającą się z trzech osób. Po zapisaniu mojego numeru telefonu, pani obiecała mi natychmiastowy kontakt w razie znalezienie dwóch osób chętnych na wyprawę. Na wszelki wypadek zostawiam na blogu numer kontaktowy do biura podróży, może znajdzie się jakaś chętna osoba, koszt to 370 zł/os. Wyprawa obejmuje koszty dojazdu i przewodnika, który doprowadzi całą „ekipę” do celu cało i zdrowo, oraz sprowadzi bezpiecznie na dół.
Biuro Turystyczne PODHALE TRAVEL, Zakopane ul Kościuszki 12 tel. (18) 207-04-44. kom. 608-682-929
„GERLACH 2655 m.n.p.m.” – SŁOWACJA / 1 DZIEŃ
· W programie: Wejście piesze na Gerlach 2655 m.n.p.m. – najwyższy szczyt Tatr i całych Karpat, położony na Słowacji, w bocznej grani Tatr Wysokich, Gerlach jest też najwyższym punktem Europy pomiędzy Alpami i Kaukazem. Rozpoczęcie wyprawy odbywa się od południowego zachodu – Wielicką Doliną, a zejście od północnego – wschodu – Batyżowiecką Doliną. Uczestnik wyprawy powinien posiadać dobrą kondycję psych – fizyczną oraz dobry stan zdrowia. Wycieczka polecana jest tylko dla turystów zaawansowanych z doświadczeniem które wspinały się takimi szlakami górskimi jak np.: Orla Perć, Zawrat, Mnich, Kościelec w Tatrach Polskich. Czas podejścia ze Śląskiego Domu (schronisko) na szczyt wynosi ok. 5-7 h, a czas zejścia wynosi ok. 3-5 h. W wycieczce prowadzonej przez jednego doświadczonego i uprawnionego przewodnika mogą uczestniczyć maksymalnie 3 osoby, które wyposażone zostaną w sprzęt taternicki: uprzęże, kaski, liny itp. Każdy uczenik musi posiadać paszport lub dowód osobisty.
· Wyjazd ok. godz. 05.00 , powrót ok. godz. 18.00 -19.00
· Miejsce zbiórki: pod biurem organizatora w Zakopanem, ul. Kościuszki 12 ( skrzyżowanie z Al. 3-go Maja).
· Cena zawiera: transport, licencjonowanego i doświadczonego przewodnika, sprzęt taternicki, ubezpieczenie standard / sport wysokiego ryzyka w TU SIGNAL IDUNA na sumy ubezpieczenia: KL: 20 000 EUR, NNW: 15 000 PLN i KR: 5 000 EUR (pod limit z kwoty KL).
· Dodatkowe opłaty: opłata za przejazd na trasie Tatrzańska Polanka – Śląski Dom: ok. 10 EUR/os
· Wyposażenie uczenia: odpowiedni ubiór górski: obuwie, kurtka przeciwdeszczowa, polar, cienka czapka, rękawiczki, ciepły napój w termosie.

niedziela, 21 sierpnia 2011

Dolina Chochołowska - Trzydniowiański Wierch - Kończysty Wierch - Jarząbczy Wierch - Jakubina - Wołowiec - Grześ

Dzień 5 (20.08.11)
Postanowiłem pochodzić po Tatrach Zachodnich. Pojechałem więc na parking w Dolinie Chochołowskiej (koszt parkingu na całą dobę -20zł). Dla skrócenia czasu przejścia doliną wypożyczyłem rower, do przystanku przy Leśniczówce TPN (koszt wypożyczenia-10zł). Od tego momentu poruszałem się już o własnych nogach zielonym szlakiem w stronę schroniska.
Trasa: Dolina Chochołowska – Trzydniowiański Wierch (1758 m.n.p.m.)
Dotarłem do skrzyżowania zielonego szlaku z czerwonym prowadzącym Krowim Żlebem na Trzydniowiański Wierch (ok. 1 godz). Trasa ta nie jest widokowa, prowadzi cały czas lasem, a dopiero przed szczytem ukazują się fantastyczne widoki. Jak dla mnie, przejście tego odcinka było monotonne i nużące. Dopiero na szczycie można podziwiać wspaniałe krajobrazy. Widać Tatry Wysokie, oraz przepiękne, zielone Tatry Zachodnie wyglądające jak przerośnięte Bieszczady. Po małym uzupełnieniu płynów i zrobieniu paru fotek ruszam dalej zielonym szlakiem na Kończysty Wierch.
Trasa: Trzydniowański Wierch – Kończysty Wierch (2002 m.n.p.m.)
Szlakiem idzie się bardzo przyjemnie, ze względu na widoki. Po lewej możemy podziwiać Tatry Wysokie, dostrzegamy Świnicę, Kasprowy. Widać także coraz bardziej okazałe szczyty Tatr Zachodnich, m.in. Starobociański Wierch, Jarzębczy, Wołowiec itd. Podejście pod sam szczyt nie jest trudne i nie wymaga dużego wysiłku. Polecam ten szczyt osobom, które chcą się wybrać na spokojną wycieczkę i przekroczyć magiczną barierę ponad 2000 m.n.p.m. Na szczycie jak zwykle łyczek wody i parę fotek. Dalej wybieram się na zachód czerwony szlakiem na Jarzębczy Wierch.
Trasa: Kończysty Wierch – Jarząbczy Wierch (2137 m.n.p.m.)
Podejście pod Jarząbczy Wierch jest bardzo fajne, grań może jest trochę węższa, ale nie ma powodu do paniki. Idzie się po kamieniach i czasami trzeba podnieść troszkę wyżej nogę, ale i tak bez większych trudności.Od Kończystego idzie się ok. 30 minut na szczyt. Po drodze spotkałem parę Płochaczy halnych, ale niestety nie zrobiłem fotek, ponieważ aparat spoczywał głęboko w plecaku. Na szczycie jak zwykle cykam parę fotek i kieruję się na stronę słowacką, aby zdobyć drugi co do wielkości szczyt w Tatrach Zachodnich.
Trasa: Jarząbczy Wierch – Jakubina (2194 m.n.p.m.)
Szczyt można zdobyć bardzo szybko, bo w ok. 15 min. od Jarząbczego. Trzeba jednak uważąć, Jakubina charakteryzuje się tym, że nie ma łagodnych zielonych zbocz tak charakterystycznych dla Tatr Zachodnich, swym wyglądem przypomina bardzie szczyt Tatr Wysokich. Trzeba pilnować szlaku, ponieważ łatwo go zgubić, a dzika ścieżka może prowadzić bo ostrzejszego podejścia. Mnie to spotkało, ale jak to mówią - nigdy za mało wspinaczki. Sam szczyt może nam zaoferować wspaniałą panoramę. Patrząc na wschód widać majestatyczny Gerlach, narodową górę Słowacji – Krywań, Błyszcz, Bystrą, Świnicę, Starobociański…. Po prostu wszystko. Natomiast patrząc na zachód widać Wołowiec i Rochacze. Spędzam tam dużo czasu oczywiście robiąc zdjęcia i rozmawiając ze Słowakami, właśnie to co mnie urzekło w podróży na szczyt Jakubiny zaczynając od Trzydniowańskiego to mała ilość ludzi jaką spotykam na szlaku (zero hałasów, komentarzy…). Po dłuższym odpoczynku wracam na Jarząbczy Wierch a tam udaję się w kierunku zachodnim ku Wołowcowi.
Trasa: Jarząbczy Wierch – Łopata (1958 m.n.p.m.) – Wołowiec (2063 m.n.p.m)
Pierwsze co rzuciło mi się w oczy schodząc z Jarzębczego Wierchu, to różnica wysokości między szczytem na Niską Przełęczą (1831 m.n.p.m.). Całe 306 m. robi wrażenie, może nie dla tych, co schodzą tylko dla wchodzących, dlatego cieszę się że należę do tej pierwszej grupy. Zejście jest łatwe i nie ma tu żadnych problemów. Pogoda jest bardzo fajna więc mi się nie spieszy i postanawiam zatrzymać się na Niskiej Przełęczy. Rrozkładam karimatę i funduję sobie 20 min. drzemki. Następnie udaję się dalej czerwonym szlakiem w stronę Łopaty. Podejście nie jest trudne, ani męczące, więc szczyt zdobywam bardzo szybko. Znowu wyciągam aparat cykając fotki. Łopata może nam zaoferować bardzo fajny widoczek na Jamnickie Plesa od strony Słowacji, które w słońcu pokazują wszystkie barwy tęczy, oczywiście fotografuję to bardzo starannie, niestety mój aparat cyfrowy jest kiepskiej jakości i zdjęcia nie wyszły pierwszej próby, ale pamiątka zawsze jest. Ze szczytu schodzę w stronę Dziurawej Przełęczy (1836 m.n.p.m), trzeba uważać i pilnować szlaku bo można zboczyć na nieoznakowaną ścieżkę, co może skończyć się poślizgnięciem na skale, albo trudniejszym zejściem w dół. Na dziurawej znowu sobie odpoczywam i zastanawiam się czy nie zejść na stronę słowacką nad Jamnickie Pleca a później na przełęcz pod Wołowcem, jednak widok ze szczytu Wołowca przy tej pogodzie bardziej do mnie przemawia. Więc zaczynam podchodzić 263 m. do góry i przypominam sobie, jak cieszyłem się z zejścia z Jarzębczego na Niską Przełęcz, tak teraz jestem w odwrotnej sytuacji, Podejście od Dziurawej Przełęczy jest bardziej ostre, niż od strony Rakonia nawet dwa razy muszę przełożyć sobie kijki do jednej ręki a drugą pomóc w podejściu. Jednak większych trudności nie ma i łatwo zdobywam szczyt, na którym grasuje duża rzesza ludzi. W zasadzie mnie to nie dziwi, bo jest to jeden z popularniejszych i łatwo dostępnych szczytów od strony polskiej i słowackiej. Odpoczywam chwilę robiąc jak zwykle fotki i ruszam dalej w stronę schroniska w Dolinie Chochołowskiej.
Trasa: Wołowiec – Rakoń (1879 m.n.p.m.) – Grześ (1653 m.n.p.m) – Dolina Chochołowska
Po zejściu z Wolowca na przełęcz, zastanawiam się nad wyborem - zielonym szlakiem bezpośrednio do schroniska, czy dalej przez Rakoń i Grzesia. Zdecydowanie wygrywa druga opcja, przy tej pogodzie nie chcę się jeszcze rozstawać z ukochanymi górami. Idę więc sobie tempem spacerowym do celu ,podziwiając widoki, od czasu do czasu pstrykając fotki. Polecam tą trasę wszystkim spacerowiczom. W schronisku jestem około godziny 18.30, w jadalni zamawiam sobie kotleta schabowego z ziemniaczkami i surówką (cena: 25zł), którego pałaszuje ze smakiem. Zbieram się i ruszam w stronę parkingu zielonym szlakiem. Na szczęście, przy leśniczówce można jeszcze wynająć rowery do zjazdu na dół, więc nawet się nie zastanawiam, wsiadam na górala i pędzę na dół. Zabawa jest o tyle fajna, że nie trzeba nawet używać nóg, aby napędzać koła roweru. W 10 min. jestem na dole, gdzie zdejmuję buty i zmieniam je na wygodne japonki, dając tym samy moim stopom upragnioną wolność. Ruszam z powrotem do Białki Tatrzańskiej, gdzie mam kwatery, a po szybkim prysznicu od razu padam ze zmęczenia. Już wiem, że niedziela to będzie dzień wolny od górskich szlaków. Pozdrawiam wszystkich miłośników gór!
Trudność trasy: 3/6

Widok z Trzydniowiańskiego Wierchu (1758 m.n.p.m.)
na jego podejście od strony Krowiego Źlebu
po lewej widać Mniszki Chochołowskie

Widok z Kończystego Wierchu (2002 m.n.p.m.)
na Jakubine (pol. Raczkowa Czuba - 2194 m.n.p.m)
i Jarzębczy Wierch (2137 m.n.p.m)

Widok z Jarząbczego Wierchu na podejście Jakubiny (po prawej)
w oddali widać Błyszcz (2159 m.n.p.m.) 
i Bystrą (najwyższy wierzchołek Tatr Zachodnich - 2248 m.n.p.m) 

Widok z Jakubiny na stronę wschodnią
w oddali widać Tatry Wysokie m.in. Gerlach i Krywań

To ja na Jakubinie :) widok na stronę zachodnia
widać m.in. słowackie Rochacze i Wołowiec (2063 m.n.p.m.)

To ja na Wołowcu widok na wschodnią stronę Tatr Zachodnich
w tle można zobaczyć część Tatr Wysokich

piątek, 19 sierpnia 2011

Relaks

Dzień 4 (19.08.11)
Postanowiłem zrobić sobie relaks, ponieważ jutro mam w planie pochodzić troszkę dłużej po Tatrach Zachodnich. Do południa czytałem książkę, później wybrałem się na basen „Bania” w Białce Tatrzańskiej. Dzień skończyłem na obżarstwie ;) Poszedłem do restauracji Litworowy Staw w Białce, gdzie serwują naprawdę pyszne pierogi (micha pierogów – 22 zł). Polecam smakoszom i nie tylko :D

czwartek, 18 sierpnia 2011

Hala Gąsienicowa - Kościelec

dzień 3 (18.08.11)
Wczorajsza trasa dała mi się we znaki. Potężne zakwasy nóg , a do tego obdarta pięta na prawej nodze. Rano jak zwykle nie umiałem się zebrać, mogę to zwalić na te drobne przeszkody, ale to chyba raczej z mojego lenistwa. Stawiłem się na parkingu w Brzezinach o godz. 9.30 (opłata za parking 15zł). Wniosłem małe poprawki do mojego planu zdobycia Kościelca (2155 m.n.p.m.), miało być spokojnie i bardzo lightowo i tak też było. Znak na parkingu oznaczony kolorem czarnym, pokazywał 2 godziny do schroniska „Murowaniec”. Dotarłem tam o godzinie 11.00, szczerze mówiąc droga ta mi się dłużyła gorzej niż asfalt nad Morskie Oko, pełno drobnych kamyczków wbijających się w stopę, całe szczęście podeszwy w butach są twarde. Droga ta została opisana w przewodnikach jako przeznaczona dla rowerów. Powiem tylko, że trzeba mieć naprawdę dobrze zamortyzowanego górala, żeby na tej trasie przetrwać. Droga ta naprawdę dała mi w kość, i denerwowała mnie myśl, że będę nią musiał wracać. Obszedłem schronisko Murowaniec i odpocząłem na ławce tuż za nim, robiąc parę fotek i uzupełniając płyny.
Ruszyłem dalej żółto – czarnym szlakiem ku przełęczy świnickiej i Kasprowemu, idąc za „szybkimi Słowakami”. Przeszedłem ten odcinek w 20 min. po drodze robiąc parę fotek. Odbiłem po drodze na szlak czarny w kierunku Świnickiej przełęczy, aż dotarłem nad Zielony Staw. Już nie wiem w jakim czasie, bo wcześniej zgubiłem rachubę robiąc parę fotek, a zegarek włożyłem głęboko do plecaka.
Pod Zielonym Stawem poprosiłem pewną „koszykarkę” (bardzo wysoka dziewczyna) o zrobienie mi zdjęcia, odwdzięczyłem się tym samym i po chwili pogawędki razem podążyliśmy na Przełęcz Karb (1853 m.n.p.m) Droga zleciała nam błyskawicznie na rozmowie o górach i robieniu zdjęć. Na przełęczy nasze drogi się rozstały, „koszykarka” powędrowało zielonym szlakiem nad Czarny Staw Gąsienicowy, a ja czarnym na Kościelec i tu spotkało mnie zaskoczenie... nie spodziewałem się takiego utrudnienia trasy. Szlak nie posiada łańcuchów ani klamer, żadnych ułatwień co nie powoduje zatorów. Jednak jest parę momentów, w których przydaję się podstawowe pojęcie o wspinaczce a mianowicie tzw. „trzy punkty podparcia”, w szybkim skrócie wyjaśniam, że chodzi tu o kończyny naszego ciał np. dwie nogi i ręka, lub odwrotnie, tyle kombinacji ile kończyn, wiadomo faceci mają zawsze o jedną więcej ;P. Samo podejście jest strome, ale stosunkowo bezpieczne, poza tym cieszyłem się z momentów w których trzeba była używać rąk, bo dawało to ulgę moim zakwaszonym nogom :) Na szczycie byłem jakoś parę minut po 14.00. Widok rewelacyjny, Orla Perć, Świnica, Kasprowy, Giewont, Rysy no po prostu rewelacja, choć mi najbardziej utkwił w pamięci obraz Czarnego Stawu Gąsienicowego. Piękne niebiesko-zielone, czyściutkie lustro wody. Na szczycie porobiłem oczywiście parę pamiątkowych fotek, zjadłem batonika i uzupełniłem płyny. Pół godziny później postanowiłem się zbierać oczywiście droga powrotu była taka sama, a jak wiadomo gorzej się schodzi niż wchodzi, jednak sam szlak nie sprawił mi problemu. Problem stanowili natomiast ludzie usiłujący na chama wejść do góry, nie patrząc dosłownie na nic. Po małych przepychankach na szlaku dotarłem do przełęczy, a stamtąd zielonym szlakiem na Czarny Staw Gąsienicowy. Kiedy dotarłem nad brzeg widok był tak rewelacyjny i kojący, że postanowiłem odpocząć tam troszkę dłużej, najbardziej spodobało mi się lustrzane odbicie szczytów górskich w tafli, jednym słowem rewelacja :P Spędziłem tam ponad godzinkę, aż postanowiłem iść do schroniska na zimne piwko i grochóweczkę z chlebem za które zapłaciłem ( doliczając napój izotoniczny) 22 zł. Po konsumpcji i małym odpoczynku wybrałem się czarnym szlakiem z powrotem na parking. Przy samochodzie byłem około godz. 18.30. Wyprawę zaliczam do bardzo udanych i serdecznie polecam ze względu na przepiękne widoki z Kościelca, naprawdę warto.
Trudność trasy 4/6 (ze względu na same podejście na Kościelec)
Widok na Kościelec z Hali Gąsienicowej

Stawy na Hali Gąsienicowej

Widok na Czarny Staw Gąsienicowey
z przełęczy Karb

Widok z Kościelca na Orlą Perć

Widok na Czarny Staw Gąsienicowy z Kościelca

Widok na Carny Staw Gąsienicowy z Małego Kościelca

środa, 17 sierpnia 2011

Morskie Oko - Wrota Chałubińskiego (2022 m. n.p.m.) - Szpiglasowy Wierch (2172 m. n.pm.) - Dolina Pięciu Stawów - Palenica Bialczańska

Dzień Drugi (17.08.2011)

Plan wypalił w 100%, oczywiście z małym opóźnieniem. Byłem ambitny, zakładałem pobudkę o godz. 4.00, a wszytko po to, żeby unikną tłumu pielgrzymów nad Morskie Oko,.Niestety... wygrało lenistwo, a pobudka nastąpiła o 6.00. Na parkingu w Palenicy Białczańskiej zameldowałem się 7.30. P opłaceniu parkingu (aż 20zł - ale cena się nie zmienia od lat) i wstępu na teren TPN (4zł), ruszyłem w drogę o 7.45.
Przyspieszyłem aby ominąć tłumy które ciągnęły na MOKO jak peleton kolarzy:) Dotarłem do schroniska o godzinie 8.50. Wyciągnąłem herbatkę i aparat i zrobiłem parę standardowych fotek:) a pogoda ku temu idealna - bezchmurne niebo od strony zachodniej pozwoliło uchwycić mi parę ciekawych ujęć Mnicha:) niestety Kazalnice, Czarny Staw i całą wschodnią część musiałem sobie podarować ze względu na wychylające się znad szczytów słońce. Zabrałem się więc i poszedłem żółtym szlakiem w stronę Szpiglasowego Wierchu.
W planie miałem jeszcze wejść po drodze na Wrota Chałubińskiego, co bez przeszkód:się udało :) Ale po kolei... Na rozwidlenie szlaków żółtego z czerwonym dotarłem o 9.50, bardzo fajna i spokojna droga:D Oczywiście powędrowałem czerwonym. Znak pokazywał godzinę drogi i tak też dotarłem do celu. Na Wrotach byłem równo o 10.50. Po drodze upolowałem trzy świstaki, spędziłem przy nich ok. 15 minut. widok był naprawdę świetny, dwa z nich się boksowały w każdym razie tak to wyglądało, a trzeci siedział za skałą i chyba zawijał te sreberka :D było to moje pierwsze spotkanie z tymi ssakami w Tatrach, na wolności:) ZOO nie wchodzi w rachubę :) Podejście na Wrota też mi dało troszkę popalić, szczególnie ostatnie sto metrów (nie było tam żadnych utrudnień w postaci łańcuchów i klamer, po prostu NSA :) - non stop atak), zdecydowanie muszę popracować nad kondycją:) U celu spotkałem ojca z synem, którzy zrobili mi parę fotek, poczęstowałem ich herbatą, a oni mnie czekoladą:) (taka wymiana:)) Po krótkiej pogawędce postanowiliśmy wspólnie ruszczyć na Szpiglasowy Wierch.
Po godzinie, czyli o 11.55 byliśmy już na miejscu. Trasy z Wrót na Szpiglasowy nie opiszę bo nie było to do końca zgodne z regulaminem TPN, czego oczywiście bardzo się wstydzę :P Po zrobieniu paru fotek z widokami ukazującymi jak na dłoni Dolinę Pięciu Stawów i Morskie Oko wraz z Czarnym stawem, stwierdzam że to jeden z lepszych szczytów do podziwiania widoków w Tatrach Polskich. Oczywiście na wszystkich szczytach jeszcze nie byłem:) Z Wrot zeszliśmy do Przełeczy Szpiglasowej, a tam dalej żółtym szlakiem do "Piątki" i tu przykra sprawa, zejście zaczyna się od łańcuchów które nie są zbyt trudne technicznie jednak były poważną przeszkodą dla niektórych wycieczkowiczów. Naprawdę zabieranie malutkich dzieci na wyższe trasy mija się z celem, na przyszłość na pewno się zniechęcą, a w takich miejscach jest tylko płacz i korek:( nie mówię już o adidaskach... naprawdę, widok niektórych ludzi wiszących na łańcuchach był komiczny:) Dalej rozwijać się nie będę bo pokonaliśmy trasę bez ich pomocy, co znowu było małym wykroczeniem ale pozwoliło nam to zaoszczędzić jakieś pół godzinki postoju w korku na "ceprostradzie":) Po drodze odezwał się mój brzuch i z myślą o znakomitej szarlotce przyspieszyłem kroku... niestety zgubiłem nowo poznanych kompanów z Kielc:) do Schroniska dotarłem o 14.00, niestety widok tłumu odebrał mi apetyt:) Postanowiłem więc zrobić sobie dłuższy odpoczynek popijając herbatkę i zajadając batoniki. O godz. 15.00 postanowiłem zejść czarnym szlakiem z Piątki do Doliny Roztoki, wyszedłem na asfalt z Morskiego Oka do Palenicy. Droga szybka i przyjemna :) Nie wliczając asfaltu :P Na parkingu zameldowałem się o 16.30 :) Polecam wszystkim trasę, jest naprawdę bardzo widokowa i przyjemna :) tylko apeluje... po Tatrach chodzi się w sztywnych butach nie adidaskach i trampkach, chociaż na to może miała wpływ ostatnia promocja w sieci handlowej carrefour - trampki i adidaski za 9.99zł :D To tyle na dziś... następną wyprawę planuję już jutro na Kościelec:) relacja wkrótce.

Pozdrawiam!

Trudność trasy: 4/6
Widok na mnicha z czerwonego szlaku w drodze
na Wrota Chałubińskiego

Widok z Wrót Chałubińskiego
na Vyśne Pleso

Ja na przełęczy szpiglasowej

Świstaki spotkane na czerwonym szlaku w kierunku
Wrot Chałubińskiego

Widok z Wrót Chałubińskiego

Widok na Dolinę Pięciu Stawów
z podejścia na Szpiglasową Przełęcz

Na dobry początek... Tatry

Relacja z pierwszego dnia pobytu w Tatrach:

Niestety dzisiaj padało. Po rozpakowaniu wszystkich rzeczy okazało się, że nie posiadam ładowarki do laptopa, więc priorytetem było zdobycie owego urządzenia, co udało się w Nowym Targu. Konkretnie w sklepie Media Expert, do którego mam nadzieję, już nigdy nie będę musiał zaglądać:) Po zdobyciu transformatorka udałem się na parking "Wiech Poroniec", gdzie po uiszczeniu opłaty parkingowej 15 zł (!!) :( udałem się zielonym szlakiem na Rusinkę. Dotarłem na miejsce po 30 minutach. Niestety widoków żadnych, a jedynym pocieszeniem była otwarta bacówka z doskonałymi oscypkami:) Po konsumpcji skierowałem się do sanktuarium na Wiktorówkach. Niestety, jak się okazało, pamiątkowych tablic ku czci osób które zostały w górach na wieki przybyło. Od początku tego roku zginął m.in. 26 letni ratownik TOPR. Wróciłem tą samą drogą z powodu pozostawionego na parkingu mobilka.To wszystko na dzisiaj... :) Koniec przekazu, do zobaczenia jutro :D



„Tatry, Gorce, Pieniny, Orawa, Spisz”


Podstawowe informacje

Przewodnik ten, jest idealny dla osób, które dopiero rozpoczynają swoją przygodę z górami. Już na wstępie, zawiera wszystkie podstawowe informacje dotyczące górskich wędrówek. Dowiadujemy się, jaki należy zabrać ze sobą sprzęt, otrzymujemy informacje na temat odwiedzanych miejsc. Co ważne, zawiera bazę noclegową, z aktualnymi numerami telefonów, i opis komunikacji miejskiej.

Na plus na pewno należy zaliczyć góralskie A-Z, czyli słowniczek z podstawowymi zwrotami, jakimi operują Górale. Dowiemy się co to frajerka, Ceper czy bundz.

Każde z pasm górskich, jest w przewodniku starannie opisane. Możemy więc przeczytać o topografii, budowie geologicznej, klimacie, pogodzie, faunie i florze. Wszystko zobrazowane jest pięknymi fotografiami.

Trasy

Jak już pisałam we wstępie, z pewnością nie jest to przewodnik, dla osób obeznanych z Tatrami, ponieważ trasy w nim opisane, są bardzo łatwe. Typowo piechurskie wycieczki, na Gubałówkę, Morskie Oko, Halę Gąsienicową czy też Giewont, z pewnością przypadną do gustu osobom, które są dopiero na początku wielkiej górskiej przygody. Adeptom wysokiego chodzenia, nie polecam już na początku zdobywania Rysów, Świnicy, czy też innych, trudnych dwutysięczników. Najlepiej, jak radzi przewodnik, zacząć od prostych, ale niezwykle krajobrazowych i pięknych widokowo tras.

Kultura

Przewodnik zawiera również, dużo górskiego folkloru. Znajdziemy informacje o najciekawszych, wartych odwiedzenia miejscach, których w samych okolicach Nowego Targu co niemiara. Zamek w Czorsztynie, Niedzicy, Tischnerówka, kościoły, to tylko niektóre miejsc do których naprawdę warto zawitać.

Pozostałe atrakcje

Tych znajdziemy mnóstwo, zarówno w lato jak i zimę. Kiedy ciepło, warto jak radzi przewodnik, wybrać się na sławny spływ przełomem Dunajca. W zimie wiadomo… królują narty, o których w tej pozycji również przeczytamy.

Wydawnictwo Bezdroża, stworzyło świetną pozycję, dla początkujących piechurów i szczególnie tym polecam ten przewodnik!