czwartek, 15 września 2011

Palenica Białczańska - Dolina Pięciu Stawów - Zawrat - Kozia Przełęcz - Kozi Wierch - Granaty - Hala Gąsienicowa - Kuźnice

Dzień: 17 i 19 (01-02.09.11)

Spontaniczna wyprawa na pożegnanie z Tatrami udała się znakomicie, mogę powiedzieć że było rewelacyjnie. Otóż w czwartek postanowiliśmy razem ze Sławkiem (najstarszym synem pani Katarzyny) że wybierzemy się na Orlą Perć. Decyzja naprawdę była pod wpływem impulsu, siedząc na ławce i popijając piwko przy mapie, postanowiliśmy wybrać się na najtrudniejszy ale jakże piękny szlak w polskich Tatrach. Ponieważ Sławek miał rok przerwy i nie chodził nigdzie po górach (jednak jego wycieczki były imponujące (Nepal, Maroko, Słowenia, Czerwona Ławka, Sławkowski Szczyt), postanowiliśmy nocować w schronisku nad Doliną Pięciu Stawów. Była godzina 16.00, nie mogliśmy się dodzwonić do schroniska i zapytać o wolne łóżka. Więc poszliśmy na tz. „wariata”, nie zabierając ze sobą śpiworów ani nawet karimat.
Palenica Białczańska – Dolina Pięciu Stawów:
Do Palenicy Białczańskiej podwiózł nas Jacek (młodszy brat Sławka), było już dość późno ok. godziny 18.00. Dzięki góralskiemu akcentowi Sławka, zostaliśmy wpuszczeni na teren TPNu za darmo. Jak głosi przysłowie „Góralne po górach nie chodzą, a Ci co chodzą mają wstęp za darmo bo ich nie wielu”J. Ruszyliśmy asfaltem aż do skrzyżowanie z zielonym szlakiem który prowadził do „piątki”. Szliśmy bardzo spokojnie pogoda była nieciekawa wyglądało na że zaraz może nas porządnie zmoczyć, ale całe szczęście tak się nie stało. Postanowiliśmy więc nie iść bezpośrednio do schroniska odbijając czarnym szlakiem tylko iść w stronę Wielkiej Siklawy, gdzie zatrzymaliśmy się na chwilę robiąc parę fotek. Do schroniska dotarliśmy przy świetle czołówek o ok. 20.30. Zameldowaliśmy się przy recepcji gdzie okazało się że zostało jeszcze jedno miejsce wolne na łóżku, które zajął Sławek, ja zadowoliłem się „glebą”. Po pobraniu z magazynu koców i karimaty urządziłem sobie posłanie, więc nie było źle. Później udaliśmy się do jadalni gdzie byli inni turyści, wypiliśmy herbatkę, a nawet coś mocniejszego na lepsze spanieJ. Rozmawialiśmy z innymi wymieniając się doświadczeniami i spostrzeżeniami dotyczącymi tatrzańskich szlaków polskich i słowackich. Poszliśmy spać ok. 22.00.
Dolina Pięciu Stawów – Przełęcz Zawrat (2159 m.n.p.m.)
Ze schroniska ruszyliśmy o 7.00 rano. Zdziwił mnie tylko fakt że wrzątek można dopiero dostać o godz. 8.00 kiedy otwarta jest kuchnia, więc nie napiliśmy się herbaty. Zjedliśmy tylko coś na szybko i ruszyliśmy w drogę. Na Zawrat ze schroniska prowadzi niebieski szlak pokazujący czas przejścia ok. 2 godz. Na przełęcz idzie się bardzo przyjemnie po drodze oglądając piękne panoramy i pobliskie szczyty „piątki” (m.in. Miedziane, Szpiglasowy Wierch, Opalony Wierch). Po drodze mijamy skrzyżowanie z żółtym szlakiem prowadzący na Przełęcz Krzyżne (2112 m.n.p.m.), następnie czarnym prowadzący bezpośrednio na Kozi Wierch (2291 m.n.p.m.), później skrzyżowanie z żółtym który prowadzi na Kozią Przełęcz (2187 m.n.p.m.) w prawo lub na Szpiglasowy Wierch (2172 m.n.p.m.) w lewo. Po tym skrzyżowaniu szlaków zaczyna się małe ale lekkie podejście na Zawrat. Po drodze możemy podziwiać parę kolejnych szczytów m.in. Kotelnica, Gładki Wierch (2055 m.n.p.m.) Walentkowy Wierch (2155 m.n.p.m.). Można także podziwiać Zadni Staw. Na Przełęcz Zawrat dotarliśmy ok. 8.30. Spotkaliśmy bardzo fajną dziewczynę która jednak postanowiła nie iść Orlą Percią odłączając się od znajomych, postanowiła przedostać się do Morskiego Oka przez Szpiglasową Przełęcz i zejść do Palenicy Białczańskiej gdzie miała spotkać się ze znajomymi. Byłem pełen podziwu ponieważ nie każdy może przyznać się przed sobą do swoich słabostek i podjąć rozsądną decyzję. Po krótkiej pogawędce ruszyła w drogę życzyła nam powodzenia i zniknęła na szlaku w stronę „piątki”. My jeszcze chwilkę zostaliśmy na przełęczy, ponieważ Sławek musiał opatrzyć sobie piętę którą zdarł
Przełęcz Zawrat – Kozia Przełęcz (2137 m.n.p.m.)
Ruszyliśmy oczywiście czerwonym szlakiem w stronę Koziej Przełęczy, ten odcinek jest bardzo fajny, uwielbiam chodzić granią w dużej ekspozycji wtedy czuję się wolny. Szlak jest dobrze ubezpieczony łańcuchami, także nie ma obaw. Jednak nie polecam go osobą wrażliwym na dużą ekspozycję. Płaskie kamienie, pułki skalne, to jest to co lubię więc szedłem chętnie i z przyjemnością. Dla mniej odpornych przemyślenia mogą dopaść nad ośmiometrową drabinką na Koziej Przełęczy, która znajduje się praktycznie na płaskiej ścianie, z której odpadnięcie może grozić naprawdę poważnymi lub śmiertelnymi konsekwencjami. Na drabinkę wszedłem chętnie ponieważ przez całą drogę nie mogłem się jej doczekać. Schodziłem po niej bardzo ostrożnie ponieważ okazało się że drabinka składa się z dwóch części, które są połączone ze sobą tylko jedną śrubą, druga gdzieś zniknęła. Więc górna część drabinki lekko się kołysała. Dolna część natomiast nie miała ostatniego stopnia, a z tego miejsca trzeba było zejść w lewą stronę na półkę skalną, ubezpieczając się łańcuchem. Byłem zadowolony że nie miałem większych problemów przy jej pokonaniu. Sławek również poradził sobie bez problemu. Po krótkiej rozmowie ruszyliśmy dalej.
Kozia Przełęcz – Kozi Wierch (2291 m.n.p.m.)
Myślałem że drabinka na Orlej Perci to najtrudniejsze miejsce na całym szlaku. Jednak czekało mnie miłe zaskoczenie otóż trudności szlaku wzrosły jeszcze bardziej. Pułki skalne kominki, ostre zejścia i podejścia zaskoczyły mnie pozytywnie. W dużej części tego odcinka trzeba było poruszać się również przy pomocy rąk. Zejścia były naprawdę strome, największe wrażenie zrobiła na mnie wąska półka skalna na której mieściła się połowa buta. Trzeba było trzymać się pewnie łańcuch przesuwając stopy powoli i ostrożnie. Kozi Wierch zdobywa się żmudnie schodząc ostro w dół a później wspinając ostro do góry, i tak trzy razy. Odcinek tego szlaku mogę tylko i wyłącznie polecić osobą nie posiadających żadnych problemów zdrowotnych ani lęków przed wysokościami, łańcuchami i innymi przeszkodami, trzeba posiadać pewny uchwyt i silne ręce co się przydaje w paru momentach szczególnie osobą niedużego wzrostu, oczywiście trzeba mieć dobrą kondycję fizyczną, na pewno nie polecam wyprawy osobą które chcą wyjść w góry bez żadnego przygotowania od razu zza biurka. Zdobycie Koziego Wierchu który jest najwyższym szczytem Polski leżący w całości w granicach naszego Państwa, napawa dużą satysfakcją, widoki z niego naprawdę są wspaniale. Można podziwiać m.in. Kościelec, Świnicę, Giewont, Czerwone Wierch, Kasprowy, Halę Gąsienicową, Tatry Wysokie. Po prostu SUPER!.

Kozi Wierch - Skrajny Granat (2225 m.n.p.m.)



Podziwianie widoków na Kozim Wierchu napełniło nas nową energią, niestety przyszedł czas na dalszą drogę, więc ruszyliśmy dalej czerwonym szlakiem w stronę Przełęczy nad Dolinką Buczynową (2225 m.n.p.m.). Szlak przechodzi na drugą stronę grani i jest bardzo łatwy, natomiast widoki z niego na Dolinę Pięciu Stawów są niesamowite. Niestety to co fajne szybko się kończy i trzeba było zejść powrotem na północną stronę i zejść żlebem ostro w dół, co było mniej przyjemne, jednak nie sprawiało trudności. Oczywiście po każdym zejściu zaczyna się podejście i tak można po dłuższej chwili zdobyć Zadni Granat (2240 m.n.p.m.). Na szczycie zrobiliśmy krótką przerwę na fotki i ruszyliśmy dalej w drogę. Między Zadnim a skrajnym Granatem grań jest wąska i można narazić się na duże ekspozycje, po chwili dochodzimy do sławnego kroku. Jest to bardzo ciekawe miejsce, duży krok nad przepaścią ubezpieczony łańcuchem. W tym miejscu zastanawiałem się którą nogą zrobić ten krok. Po chwili się decyduje i jakie jest moje rozczarowanie że mam za krótkie nogiJ więc robie małe hop… i po strachuJ. Później już tylko małe podejście na Skrajny Granat i jesteśmy u celu.
Skrajny Granat – Czarny Staw Gąsienicowy – Schronisko Murowaniec (1500 m.n.p.m.)
Na Granacie myślę czy iść dalej, szkoda opuszczać gór jest to mój ostatni szczyt na tym wyjeździe, więc pokusa jest ogromna, ale jednak postanawiamy zejść. Zejście żółtym szlakiem do Czarnego Stawu Gąsienicowego nie jest trudne ale monotonne. Przy stawie odpoczywamy, zdejmując buty dając odetchnąć stopom. Siedzimy ok. pół godzinki i idziemy do schroniska gdzie czeka na nas zimne piwko. Siadamy i pijemy orzeźwiający złocisty napój. Po czym udajemy się niebieskim szlakiem do Kuźnic gdzie łapiemy busika do dworca skąd odbiera nas Jacek. W ten sposób trafiamy do Białki. Gdzie pałaszujemy ze smakiem obiad. Jest mi w pewien sposób przykro bo następnego dnia muszę już wracać do domu. Niestety to co dobre szybko się kończy, jednak nic straconego wrócę na pewno na górskie szlaki w przyszłym roku, a może i nawet szybciej jeżeli czas pozwoli. Dopiero zima pokozakuje prawdziwą potęgę gór. Mam nadzieje że już wkrótce przywitam się z ośnieżonymi szczytami tatr. Pozdrawiam wszystkich miłośników gór.














Trudność trasy: 6/6



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz